Zaczęłam spadać. Pęd powietrza zagnał
moje czarne włosy do pozycji pionowej i wdarł się pod bluzkę, powodując jej
nadmuchanie oraz lekkie podwinięcie, przez co pokazała się moja kamizelka
ochronna. Z każdą sekundą byłam bliższa spotkania z betonem.
Nagle czas zwolnił, wszystkie ruchy
stały się wyraźniejsze, wyostrzył mi się wzrok, zwiększył mi się refleks i
czujność, poczułam pulsowanie w skroni. W bazie dużo osób o tym mówiło, że
doznają czegoś takiego podczas walki czy ucieczki i nazywają to "hajem
bojowym". Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że u mnie haj występuje
przy każdym, nawet najmniejszym niebezpieczeństwie - czy to spadanie z 5
piętra, walka z Gardami, czy po prostu ktoś rzuci we mnie talerzem - zawsze
jest, ale zawsze inny - w zależności od rodzaju niebezpieczeństwa zmienia się
jego natężenie.
Wykonałam szybki półobrót, tak, aby
znaleźć się twarzą w stronę ściany magazynu. Wyciągnęłam przed siebie dłonie
odziane w czarne rękawiczki bez palców, wzmacniane, z zamontowanymi tytanowymi,
ostrymi ćwiekami na kostkach i złapałam się pierwszego ubytku w ścianie, w którym
powinna znajdować się cegła. Przez szybkość jaką osiągnęłam spadając, przy
chwycie ramiona lekko wyszły mi ze stawów i tynk delikatnie obsypał się w
miejscu, w którym znajdowały się moje dłonie.
Rozejrzałam się dokoła - z prawej
strony nic prócz zniszczonej nawierzchni ściany, z lewej strony, około półtora
metra ode mnie, ledwo trzymająca się krata okna. Opuściłam lewą rękę,
utrzymywałam się wyłącznie na prawej, i spojrzałam za siebie. Zobaczyłam płaski
dach budynku niższego o pół piętra niż wysokość na jakiej się aktualnie
znajdowałam i oddalonego o około 2 metry .
To
są chyba jakieś pieprzone żarty...
Wolno przesunęłam się do lewej krawędzi ubytku, wymierzyłam... I skoczyłam na
kratę, która pod moim ciężarem niebezpiecznie się wygięła. Szybko podciągnęłam
się tak, abym mogła postawić stopy na ścianie. Przerdzewiała krata zaczęła
wysuwać się z mocowania w ścianie. Utrzymałam się na lewej ręce, aby móc spojrzeć
na cel i ocenić odległość. W tym momencie jeden z drutów, do tej pory
utkwionych w ścianie, odpadł razem z tynkiem, krata osunęła się o kilka
kolejnych centymetrów. Teraz, albo...
Albo nawet nie będę miała szansy na to, by pomyśleć, co "albo" -
pomyślałam i odbiłam się od ściany, jak najmocniej potrafiłam. Od razu
usłyszałam, że krata odpadła. Znajdując
się w powietrzu słyszałam tylko bicie własnego serca. Nagle znalazłam się na
dachu sąsiedniego budynku, wykonałam przewrót w przód aby rozładować siłę
uderzenia.
Dach skonstruowano tak, jakby był
stworzony do ukrywania się przed pieszymi - podłoga była o pół metra niżej niż
obramowanie dachu, przez co powstał taki jakby mur, który z dołu wygląda jak
przedłużenie ostatniego piętra, a nie obramówka zadaszenia.
Podczołgałam się do rogu murka,
usiadłam tuż za nim i spojrzałam ostrożnie na chodnik. Szacując odległość
dzielącą mnie i ulicę, znajdowałam się na drugim piętrze. Niespodziewanie zza
magazynu wyłoniła się postać Taxera. Od razu zauważyłam płomienie na krawacie.
Szybko wykorzystałam osłonę obramówki.
-
No, chłopcy, to tutaj wyskoczył ten Rebel. - usłyszałam. Słowa
wypowiedział głos wręcz ociekający obrzydzeniem, do tego bardziej pasujący do
niezadowolonego projektanta mody, który nie dostał swej porannej kawusi, niż do
podatnika wspomnień, ale po typie, który nosi czarny krawat z płomieniami do
granatowego garnituru można się spodziewać wszystkiego.
"Chłopcami" okazali się
kolejni strażnicy, którzy pojawili się nie wiadomo skąd w tak krótkim czasie.
Jeden zaczął przeszukiwać okolice budynku, na którym aktualnie się ukrywałam,
drugi cofnął się, pewnie aby wejść do
magazynu.
Muszę
szybko stąd spadać, zanim ten drugi spojrzy przez otwór, którym wyskoczyłam... Zaczęłam
czołgać się wzdłuż muru. Dotarłszy do końca, ostrożnie wyjrzałam zza osłony.
Gardy zniknęły, Taxer rozmawiał z kimś przez modem w uchu obrócony do mnie
plecami - idealny moment aby przeskoczyć na kolejny szeregowiec. Tym razem
budynek oddalony był o około półtora metra, ale dach był spadzisty, pokryty
dachówkami.
Gdy tylko wstałam, Taxer obrócił się do
mnie twarzą.
- Chłooopcy, znalaazłeem waaszą zguuuubę! -
wydarł się. W kilka chwil pojawili się mundurowi. Szlag by cię... pomyślałam przeskakując na sąsiedni dach. Podczas
biegu dachówki odpadały, tłukły się i przesuwały, skutecznie utrudniając mi
utrzymanie równowagi. Pędziłam na złamanie karku, aby tylko nie dosięgły mnie
te ich cholerne urządzonka. Kątem oka dostrzegłam, że przeskakując na kolejny
budynek nieźle spowolniłam pogoń, ponieważ nigdzie nie było włazów na dach,
więc musieli gonić mnie ulicą.
Nie wątpiłam jednak, że pościg za mną
nie ustanie aż tak szybko jak za zwykłym uciekającym Ratssem, czy nawet
Rebelem, bo przecież mam broń, którą można przebić ich pancerne kamizelki i do
tego zabiłam dwóch z nich.
Wędrowałam po dachach, co jakiś czas
sprawdzając położenie ścigających. Po jakimś czasie moim oczom ukazały się
ruiny starej fabryki.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję za przeczytanie, komentarze pozytywne, jak i negatywne, z konstruktywną krytyką, dotyczące ortografii, interpunkcji, stylu czy wyglądu są zawsze mile widziane :D
Pozdrawiam,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz