sobota, 12 września 2015

Rozdział II

         Zaczęłam spadać. Pęd powietrza zagnał moje czarne włosy do pozycji pionowej i wdarł się pod bluzkę, powodując jej nadmuchanie oraz lekkie podwinięcie, przez co pokazała się moja kamizelka ochronna. Z każdą sekundą byłam bliższa spotkania z betonem.

         Nagle czas zwolnił, wszystkie ruchy stały się wyraźniejsze, wyostrzył mi się wzrok, zwiększył mi się refleks i czujność, poczułam pulsowanie w skroni. W bazie dużo osób o tym mówiło, że doznają czegoś takiego podczas walki czy ucieczki i nazywają to "hajem bojowym". Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że u mnie haj występuje przy każdym, nawet najmniejszym niebezpieczeństwie - czy to spadanie z 5 piętra, walka z Gardami, czy po prostu ktoś rzuci we mnie talerzem - zawsze jest, ale zawsze inny - w zależności od rodzaju niebezpieczeństwa zmienia się jego natężenie.
         Wykonałam szybki półobrót, tak, aby znaleźć się twarzą w stronę ściany magazynu. Wyciągnęłam przed siebie dłonie odziane w czarne rękawiczki bez palców, wzmacniane, z zamontowanymi tytanowymi, ostrymi ćwiekami na kostkach i złapałam się pierwszego ubytku w ścianie, w którym powinna znajdować się cegła. Przez szybkość jaką osiągnęłam spadając, przy chwycie ramiona lekko wyszły mi ze stawów i tynk delikatnie obsypał się w miejscu, w którym znajdowały się moje dłonie.
         Rozejrzałam się dokoła - z prawej strony nic prócz zniszczonej nawierzchni ściany, z lewej strony, około półtora metra ode mnie, ledwo trzymająca się krata okna. Opuściłam lewą rękę, utrzymywałam się wyłącznie na prawej, i spojrzałam za siebie. Zobaczyłam płaski dach budynku niższego o pół piętra niż wysokość na jakiej się aktualnie znajdowałam i oddalonego o około 2 metry.
         To są chyba  jakieś pieprzone żarty... Wolno przesunęłam się do lewej krawędzi ubytku, wymierzyłam... I skoczyłam na kratę, która pod moim ciężarem niebezpiecznie się wygięła. Szybko podciągnęłam się tak, abym mogła postawić stopy na ścianie. Przerdzewiała krata zaczęła wysuwać się z mocowania w ścianie. Utrzymałam się na lewej ręce, aby móc spojrzeć na cel i ocenić odległość. W tym momencie jeden z drutów, do tej pory utkwionych w ścianie, odpadł razem z tynkiem, krata osunęła się o kilka kolejnych centymetrów. Teraz, albo... Albo nawet nie będę miała szansy na to, by pomyśleć, co "albo" - pomyślałam i odbiłam się od ściany, jak najmocniej potrafiłam. Od razu usłyszałam, że krata odpadła. Znajdując się w powietrzu słyszałam tylko bicie własnego serca. Nagle znalazłam się na dachu sąsiedniego budynku, wykonałam przewrót w przód aby rozładować siłę uderzenia.
         Dach skonstruowano tak, jakby był stworzony do ukrywania się przed pieszymi - podłoga była o pół metra niżej niż obramowanie dachu, przez co powstał taki jakby mur, który z dołu wygląda jak przedłużenie ostatniego piętra, a nie obramówka zadaszenia.
         Podczołgałam się do rogu murka, usiadłam tuż za nim i spojrzałam ostrożnie na chodnik. Szacując odległość dzielącą mnie i ulicę, znajdowałam się na drugim piętrze. Niespodziewanie zza magazynu wyłoniła się postać Taxera. Od razu zauważyłam płomienie na krawacie. Szybko wykorzystałam osłonę obramówki.
- No, chłopcy, to tutaj wyskoczył ten Rebel. - usłyszałam. Słowa wypowiedział głos wręcz ociekający obrzydzeniem, do tego bardziej pasujący do niezadowolonego projektanta mody, który nie dostał swej porannej kawusi, niż do podatnika wspomnień, ale po typie, który nosi czarny krawat z płomieniami do granatowego garnituru można się spodziewać wszystkiego.
         "Chłopcami" okazali się kolejni strażnicy, którzy pojawili się nie wiadomo skąd w tak krótkim czasie. Jeden zaczął przeszukiwać okolice budynku, na którym aktualnie się ukrywałam, drugi cofnął się, pewnie aby  wejść do magazynu.
         Muszę szybko stąd spadać, zanim ten drugi spojrzy przez otwór, którym wyskoczyłam... Zaczęłam czołgać się wzdłuż muru. Dotarłszy do końca, ostrożnie wyjrzałam zza osłony. Gardy zniknęły, Taxer rozmawiał z kimś przez modem w uchu obrócony do mnie plecami - idealny moment aby przeskoczyć na kolejny szeregowiec. Tym razem budynek oddalony był o około półtora metra, ale dach był spadzisty, pokryty dachówkami.
         Gdy tylko wstałam, Taxer obrócił się do mnie twarzą.
   - Chłooopcy, znalaazłeem waaszą zguuuubę! - wydarł się. W kilka chwil pojawili się mundurowi. Szlag by cię... pomyślałam przeskakując na sąsiedni dach. Podczas biegu dachówki odpadały, tłukły się i przesuwały, skutecznie utrudniając mi utrzymanie równowagi. Pędziłam na złamanie karku, aby tylko nie dosięgły mnie te ich cholerne urządzonka. Kątem oka dostrzegłam, że przeskakując na kolejny budynek nieźle spowolniłam pogoń, ponieważ nigdzie nie było włazów na dach, więc musieli gonić mnie ulicą.
         Nie wątpiłam jednak, że pościg za mną nie ustanie aż tak szybko jak za zwykłym uciekającym Ratssem, czy nawet Rebelem, bo przecież mam broń, którą można przebić ich pancerne kamizelki i do tego zabiłam dwóch z nich.
         Wędrowałam po dachach, co jakiś czas sprawdzając położenie ścigających. Po jakimś czasie moim oczom ukazały się ruiny starej fabryki.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Dziękuję za przeczytanie, komentarze pozytywne, jak i negatywne, z konstruktywną krytyką, dotyczące ortografii, interpunkcji, stylu czy wyglądu są zawsze mile widziane :D
Pozdrawiam,

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz